poniedziałek, 28 lutego 2011

Czeko-łyżeczki na poprawę nastroju


Dobra wiadomość dla wszystkich czekoholików (jak widać czekoladowy temat pochłonął mnie bez reszty). W warszawskiej Galerii Mokotów powstał pierwszy w Polsce sklep firmowy holenderskiej firmy Chocolate Company. Marka ta znana jest przede wszystkim z produkcji Hotchocspoons - czekolady pitnej w bardzo pomysłowej formie. Kostkę czekolady z zatopioną w niej łyżeczką wystarczy umieścić w filiżance gorącego mleka i mieszać, mieszać, mieszać... by już po kilku chwilach delektować się jednym z kilkudziesięciu oryginalnych smaków boskiego nektaru.
Oprócz Hotchocspoon w salonie kupimy między innymi aksamitny krem czekoladowy oraz bardziej tradycyjne, acz nie mniej atrakcyjne tabliczki z całymi kawałkami orzechów, ciasteczek, suszonych owoców i innych, mniej lub bardziej zaskakujących dodatków. Największe łasuchy mogą zmierzyć się z blokami ważącymi prawie kilogram! Jedyny zgrzyt w tym czekoladowym raju pojawia się przy płaceniu, ale zważywszy na to, że słodycze Chocolate Company wyprodukowane zostały na bazie słynnej czekolady Valhorna, ceny są adekwatne do jakości. Jak to często bywa, słodka przyjemność słono kosztuje.





niedziela, 20 lutego 2011

Siedem Grzechów Winnych


Wino darzę afektem porównywalnym do mojej miłości do czekolady, naturalną kolei rzeczą zwracam więc szczególną uwagę na wszelkie nowinki w winnym temacie. Ostatnio moją uwagę przykuł projekt nowo powstałej, hiszpańskiej agencji reklamowej Sidecar, która zainaugurowała swoją działalność całkiem zgrabnym projektem opakowań wspomnianego wyżej trunku. Oto siedem odmian doskonałej Riojy otrzymało bardzo efektowne i zmysłowe "ubranka", nawiązujące, a jakże, do siedmiu grzechów głównych. 
Podejrzewam, że gdyby ktoś zechciał importować do nas Siete Pecados, mogła bym zacząć poważnie grzeszyć. I coś mi mówi, że nie czuła bym się winna. 







wtorek, 8 lutego 2011

Le Whif: zaciągnij się bez wyrzutów sumienia


Niedawno pisałam o czekoladowej modzie, a dziś będzie o czekoladzie w postaci jeszcze mniej typowej, aczkolwiek tym razem przeznaczonej do konsumpcji. Jeśli tak to można nazwać... W czasach, gdy kuchnia coraz częściej zamienia się w laboratorium, a wybredni konsumenci szukają nowych wrażeń, naukowcy prześcigają się w ekstrawaganckich pomysłach na nowe doznania pseudokulinarne. Powstają z tego takie produkty jak Le Whif, czyli czekolada w... aerozolu. Streszczając istotę patentu w jednym zdaniu, polega on na tworzeniu substancji odżywczych w postaci cząstek na tyle małych, by unosiły się w powietrzu, a zarazem wystarczająco dużych, by nie przedostać się do płuc. Metodę opracował profesor Harvardu David Edwards wraz z zespołem studentów. Co ciekawe, "wdychanie" to według Edwards'a naturalny kierunek, w jakim ewoluują nasze nawyki żywieniowe: 
"Over the centuries we've been eating smaller and smaller quantities at shorter and shorter intervals. It seemed to us that eating was tending toward breathing, so, with a mix of culinary art and aerosol science, we've helped move eating habits to their logical conclusion. We call it whiffing." 
Producenci reklamują Le Whif jako sto procent smaku i zero kalorii, czyli czystą przyjemność bez wyrzutów sumienia. Cóż, koncept z pewnością wart jest uwagi, ale to mimo wszystko substytut. Nie wyobrażam sobie, by mógł choć w części zastąpić jedyne w swoim rodzaju doznania płynące z degustacji prawdziwej czekolady, gdy twarda kostka o błyszcząca powierzchni i pięknym kolorze ulega z apetycznym trzaskiem pod  naporem zębów, by już za chwilę rozpłynąć się aksamitnie na podniebieniu... TO nazywam prawdziwą przyjemnością.     





Idąc za ciosem, producenci Le Whif w butelce z aerozolem zamknęli też kawę. To coś dla osób o wrażliwych żołądkach, tęskniących za smakiem małej czarnej. Spróbować nie zaszkodzi, ale miłośników kawy raczej to nie przekona.